Ameryka Południowa – daleka, obca, egzotyczna, niepokojąca i intrygująca. Zawsze kochałam podróże, jako dziecko zaczytywałam się w książkach podróżniczych, marzyłam o dalekich krainach. Jako nastolatka miałam szczęście zobaczyć trochę Europy, a potem… cóż życie… studia, praca, dzieci. I tak mi zleciało 40 lat życia.
Kiedy kilka miesięcy temu ON zaproponował podróż do Peru roześmiałam się i lekko powiedziałam – jasne, kiedyś chciałabym tam pojechać. Potem do mnie dotarło, że nie ma co czekać na to „kiedyś”. Tak to się zaczęło, a skończyło przygodą, którą pragnę się z Wami podzielić. Mam na imię Edyta, a ON to Zbyszek. Opowiem Wam historię naszego wyjazdu do Limy, na Galapagos i do amazońskiej dżungli.
Wstęp
Nasz wyjazd odbył się w terminie 28.01 – 11.02.2023r. Lecieliśmy we dwoje, nie korzystaliśmy z żadnego biura podróży. Mieliśmy wyłącznie bagaż podręczny w postaci całkiem pakowanych, ale mieszczących się w schowkach samolotowych plecaków. Rezerwując loty korzystaliśmy z wyszukiwarki Scyscanner. Noclegi rezerwowaliśmy przez Booking z zaledwie jednodniowym wyprzedzeniem. Początkowo mieliśmy lecieć tylko do Peru, ale zamieszki jakie niedawno tam wybuchły (blokady dróg i zamknięcie Machu Picchu) wymusiły zmianę planów właściwie w ostatniej chwili. Poniższa relacja to dziennik jaki prowadziłam w czasie podróży. Zawiera on moje obserwacje i emocje oraz praktyczne wskazówki co do podróży. Po bardziej „fachową” wiedzę zapraszam na główne strony bloga.
Lot do Limy
Wyjazd z domu o 2.30 w nocy, jazda na lotnisko, lot do Amsterdamu, przesiadka a potem już tylko 12 godzin lotu i dotarliśmy do Limy. Tu wystarczyło tylko na lotnisku znaleźć kierowcę z hotelu który miał po nas przyjechać, a tego nie zrobił (rozmowa telefoniczna z osobą, która prawie w ogóle nie mówi po angielsku była wyzwaniem), potem godzina jazdy zakorkowanymi ulicami (zasady ruchu drogowego są tu bardzo umowne) i dotarliśmy do hotelu.
Lima przywitała nas wilgotnym upałem, zapachem spalin i smażonego ulicznego jedzenia. Trąbieniem klaksonów i tłumem ludzi. W Polsce była wtedy 3 w nocy, tu 21.00. My padliśmy, ale za oknem życie uliczne trwało do 4.00
Nocleg w hotelu Las Palmas [link] – było czysto w centrum dzielnicy, sejf, śniadanie. Polecamy.
Zwiedzanie stolicy Peru – Limy
29 styczeń. Lima. Na zwiedzanie stolicy Peru mamy zaplanowany tylko 1 dzień. Wstajemy rano, aby dobrze go wykorzystać. Pierwsze kroki kierujemy ku wybrzeżu, chcemy zobaczyć Pacyfik. Nocowaliśmy w ładnej, nowoczesnej, nadmorskiej dzielnicy Miraflores, wiec do oceanu mamy blisko.
Nad brzegiem trafiamy do uroczego parku, są tu klomby z pięknymi kwiatami, kilka ciekawych rzeźb, kolorowy murek ozdobiony fantazyjną mozaiką w hiszpańskim stylu. Ogromny pomnik przedstawia czule obejmująca się parę. Na cokole są napisy po hiszpańsku- jeden z nich głosi: „Amor es como luz” – „Miłość jest jak światło”.
Od oceanu oddziela nas bardzo wysoka skarpa, u podnóża której biegnie ruchliwa szosa, a dopiero za nią jest kamienista plaża. Na dół schodzi się koszmarnie długimi schodami. Postanawiamy wiec obejrzeć ocean z krawędzi skarpy. Jest wczesny ranek, słońce skryte za chmurami, podchodzimy do miejsca z którego powinien roztaczać się oszałamiający widok i….….nic. Mgła. Nic a nic nie widać. Cały ogromny Pacyfik ukrył się przed nami. Możemy go tylko usłyszeć…
Ruszamy do centrum. Podziwiamy główny plac. Bogato zdobione budynki z charakterystycznymi zabudowanymi balkonami. W związku z zamieszkami, jakie ostatnio wystąpiły w Peru, jest tu dużo policji. Maja hełmy i tarcze. Nie ma za to demonstrantów. Policjanci podpierają ściany i grają na komórkach. Są mili, wpuszczają nas za barierki żebyśmy mogli zrobić zdjęcia.
Co jakiś czas widzimy Indianki które przyjechały tu sprzedawać pamiątki. Są niziutkie. Ja mam 170 cm a one ledwo sięgają mi do ramion. Ubrane są w tradycyjne, wielowarstwowe stroje, na głowach mają kapelusze z małym rondem. Prawie każda z nich ma na plecach chustę w której nosi dziecko. Dodatkowo za niektórymi idą dodatkowe brzdące uczepione ich spódnic.
W oddali widzimy strome wzgórza na których położone są biedne dzielnice -lokalne fawele. Idziemy tam. Domy są biedne. Zabudowa chaotyczna, a plątanina przewodów elektrycznych mogłaby przyprawić o zawał polskiego elektryka.
Jest tu biednie ale bardzo kolorowo. Mijamy małe przydomowe ogródki, boisko piłkarskie, ulicznych sprzedawców jedzenia. Toczy się tu zwykle, proste życie.
Docieramy do podnóża góry. Zbocze jest bardzo strome. Budynki zdają się wznosić niemal pionowo, uliczki robią się coraz węższe, bardziej kręte, a zawieszone na nas spojrzenia miejscowych coraz intensywniejsze. Kusi nas ta dzielnica, ale postanawiamy wracać w bezpieczniejsze rejony.
Po południu zwiedzamy dzielnicę Barranco. Podobno to azyl artystów. Jest tu bardzo ładnie. Śliczne domki, fantazyjne kolorowe murale i piękna zieleń miejska tworzą niezwykły klimat. Do hotelu wracamy brzegiem morza. Plaże są tu niespecjalne. Położone tuż przy ruchliwej ulicy, wąskie i kamieniste. Fale są silne. a zapach… łagodnie mówiąc nieprzyjemny. Mimo to jest tu dużo miejscowych.
Wieczorem idziemy do Parku Kennedy. Jest tu sporo ludzi. Ciepłe oświetlenie parku i muzyka tworzą nastrojowy klimat. Dużo tu straganów, zarówno z przekąskami jak i różnymi przedmiotami. Można kupić tu różne pamiątki – bransoletki, wisiorki, chusty, rzeźby itp. Ale zdecydowanie królują tu obrazy. Są o rożnej wielkości i tematyce. Zachwycam się ich kolorami.
Idziemy w stronę skąd dobiega muzyka. W niewielkim zagłębieniu przypominającym mały amfiteatr skupionych jest sporo ludzi w różnym wieku. Pośrodku tańczy jakaś para, potem zastępuje ją kolejna. Reszta przygląda się i kibicuje. Po chwili wszyscy przyłączają się do tańca. Wgląda to na spontaniczną imprezę. Wszyscy są uśmiechnięci i wyluzowani. Miasto tętni życiem.
Opuszczamy Limę…
30 stycznia Lima. Pobudka 1.30 w nocy! Taksówka zamówiona dzień wcześniej z hotelu przyjeżdża niespodziewanie 10 minut przed czasem. Lot do Quito robi wrażenie: lecimy nad ośnieżonymi szczytami wulkanów, dolinami rzek, dżunglą i polami. Ekwador zachwyca soczysta zielenią. W stolicy Ekwadoru przesiadka na kolejny lot i tak po 13h dotarliśmy na Galapagos.
Relacja z pobytu na Galapagos pojawi się już niebawem 😉
Super artykuł dla podróżników
Ciekawy materiał, chętnie bym się tam wybrała
Bardzo ciekawy artykuł. Barwny język, opisy ciekawe i przyjemne.